Kim są doktoranci?

Dominika Michalak, Anna Klimczak, Piotr Szenajch, Magdalena Małecka

Jest ich w Polsce ponad 37 tysięcy, około trzynastokrotnie więcej niż na początku lat dziewięćdziesiątych. Wszystko wskazuje na to, że będzie ich przybywać. Kim są doktoranci? Co ich łączy, a co dzieli? Co ich popchnęło na studia doktoranckie?

Pokaz The PhD Movie i debata o doktorantach NOU

W poszukiwaniu odpowiedzi na te pytania pod koniec kwietnia zorganizowaliśmy dyskusję o młodych polskich uczonych. W roli komentatorów zaprosiliśmy dr hab. Małgorzatę Jacyno i dr Izabelę Wagner z Instytutu Socjologii UW, Dorotę Kondiuch z Rady Samorządu Doktorantów SWPS oraz Magdalenę Osial z Samorządu Doktorantów UW i Wydziału Chemii UW. Na dobry początek wyświetliliśmy „The PhD Movie”, film o doktorantach nakręcony przez nich samych na podstawie bijącego rekordy popularności wśród doktorantów komiksu – o doktorantach, oczywiście. Nie znaleźliśmy na nasze pytania ostatecznej odpowiedzi, ani nawet takiej, która zadowoliłaby wszystkie strony. W dyskusji pojawiło się jednak wiele niebanalnych interpretacji doktoranckiego losu i ujawnił się przynajmniej jeden zasadniczy środowiskowy podział.

Zanim pokrótce wszystko to omówimy, śpieszymy wyjaśnić, że uczestnicy spotkania uznali za bezdyskusyjne, iż być doktorantem raczej się nie opłaca i nie zawsze jest przyjemnie. W każdym razie, nie było na sali chyba nikogo, kto zechciałby potwierdzić diagnozę Jana Hartmana, zgodnie z którą doktorantom żyje się jak „pączkom w maśle“. Nie staraliśmy się prostować ponurego przekonania o sytuacji doktorantów, bo wedle naszej wiedzy większość z nich nie ma stypendiów, a ci, którzy mają, przeważnie otrzymują je w minimalnej wysokości tysiąca i kilkudziesięciu złotych „w zamian“ za obowiązki dydaktyczne. Doktorat poprawia sytuację na rynku nielicznym i w niewielu dziedzinach, zaś ceną naukowego tytułu, oprócz rozmaitych materialnych wyrzeczeń, jest parę dodatkowych lat w niedorosłości – doktoranci, choć całkiem łebscy i pod trzydziestkę, wciąż na dobrą sprawę są jak uczniowie w szkole.

Czy doktoranci są subkulturą?

Co łączy doktorantów? Małgorzata Jacyno, socjolożka kultury, komentując międzynarodowy sukces The PhD Movie zasugerowała, że doktoranci przypominają subkulturę: mają swoje anegdoty, specyficzną wrażliwość, styl bycia, a teraz również – swój komiks i film fabularny. Podstawą więzi nie są dla nich interesy, światopogląd czy jakiś zbiorowy cel, ale raczej wspólna opowieść o doktoranckim losie, osładzająca najbardziej frustrujące momenty pierwszego etapu naukowej kariery.

The PhD Movie jest taką właśnie narracją. Opowiada o perypetiach początkujących badaczy, o pracy, często ponad siły, na przemian o braku opieki starszych naukowców i trudnej do zniesienia zależności od nich. Film nie jest jednak gorzki, nie ma posmaku buntu. Jako filmowcy-amatorzy i twórcy komiksu, jako widzowie i komentatorzy akademickiego światka, doktoranci stali się – jak mówiła Jacyno – mistrzami w braniu w cudzysłów swej kondycji. Domyślną tonacją jest tu dystans i ironia. Owa ironia ma pochłonąć bardzo sprzeczne i trudne emocje: rozczarowanie, sporo nadziei, ale też poczucie niepewności, upokorzenia, jakiego się często doznaje ze strony profesorów.

Obserwację, iż doktoranci nader często żartują z siebie i ze swojego środowiska, potwierdziła Izabela Wagner, socjolożka od lat badająca naukowców w Europie i Stanach Zjednoczonych. Również według niej żarty pomagają oswoić się ze swą własną niełatwą sytuacją, która jest tym trudniejsza, że została wybrana dobrowolnie. Komentując sytuację amerykańskich doktorantów, Wagner mówiła z jednej strony o stresie, ostrej konkurencji i niskich wynagrodzeniach, a z drugiej – o pasji i przywiązaniu do pewnego stylu życia. Oni [doktoranci] sami o sobie mówią „tania siła robocza” albo „robotnicy”, wyjaśniała. Mimo to, nie porzucają studiów. Nikt na studia doktoranckie nie przychodzi dla pieniędzy. […] To przede wszystkim wielkie emocje, które towarzyszą pracy naukowej, powodują, że ci ludzie w to wsiąkają. Liczy się atmosfera pracy, wyjątkowość zajęcia dostępnego nielicznym oraz ten moment, w którym mówi się „Eureka!”, ten przebłysk, [który] jest niezwykle ekscytujący.

Doktoranci w Ameryce – zarówno filmowi, jak i ci wspomniani przez Wagner – o zawodzie i powołaniu do pracy naukowej myśleli w kategoriach, odpowiednio, mordęgi i pasji. Pokazana w filmie ewolucja młodego naukowca postępowała od idealisty przekonanego o wyższej użyteczności swojego zajęcia do zaprawionego w bojach „realisty” – pozbawionego złudzeń i ambicji, by w swojej karierze dostrzegać coś więcej niż swoją prywatną sprawę.

Podobieństw między sytuacją doktorantów w Polsce i w USA, jak się zdaje, przybywa. Także w Polsce konkurencja rośnie, a często naukowej samodzielności de facto nie towarzyszy samodzielność de jure. Mimo tych podobieństw doktorancka tożsamość nie nabrała u nas wyrazistego kształtu. Nawet dyskusji – zaplanowanej przecież jako dyskusja o doktorantach – nie udało się skupić na nich, a była to przecież znakomita okazja, by dać wyraz ewentualnym subkulturowym wartościom i przekonaniom. Dyskutowano bowiem o finansowaniu nauki, sprzecznych i wspólnych interesach jej dziedzin, kurczącej się autonomii uniwersytetu, o organizacji studiów, misji nauki, wreszcie o reformie szkolnictwa wyższego. Głosy z sali, które zdominowały ostatnią część spotkania wyrażały przede wszystim oburzenie na organizację systemu szkolnictwa wyższego i nauki. Tak dziarskich doktorantów jak filmowi, oswajających życiowe trudności żartem i wciągających je w orbitę prywatnego świata, w dyskusji nie było słychać. Trudno powiedzieć, czy dyskutanci mieli z tyłu głowy słynny wykład Maxa Webera, kiedy zamiast o indywidualnym spełnieniu postanawiali mówić o ekonomii, polityce czy organizacji pracy. Do sprawy podeszli jednak całkiem inaczej niż Jorge Cham i jego filmowa ekipa – na poważnie, na publicznie.

Linie podziału

Polscy doktoranci nie przypominają subkultury zapewne dlatego, że w żadnej mierze nie są jednorodną grupą. W zależności od afiliacji i dyscypliny naukowej, różni ich przebieg studiów i tryb pracy. Niektórzy mają stypendia, inni nie, jeszcze inni – płacą za studia. Jedni koncentrują całą swoją energię na pracy naukowej i dydaktycznej, żywiąc nadzieje na karierę naukową po doktoracie, inni od początku studiów wiedzą, że nie zostaną na uniwersytecie, a pracę nad doktoratem traktują jako hobby. Wielu żyje wzawieszeniu między tymi dwiema drogami – nie snują dalekosiężnych planów, bo wiązanie końca z końcem zbytnio ich angażuje, a niewielkie szanse na etat pozbawiają planowanie sensu. Doktoranci, krótko mówiąc, mają w swej doktoranckiej działalności różne cele, motywacje i interesy, a przy tym – nierówne szanse na pomyślne jej zakończenie.

Choć wcale tego nie planowaliśmy, największą część dyskusji pochłonęły konfrontacje pomiędzy „dwiema kulturami” akademickimi: humanistyką i dziedzinami matematyczno-przyrodniczymi. Ten zgrubny podział zdawał się wyznaczać granicę pomiędzy odmiennymi rytmami i metodami pracy, preferencjami co do sposobu jej oceny i różnymi wizjami „naukowości”. Trudno doprawdy o głębsze różnice. Jednak pojawiło się także wiele głosów podważających zasadność tego podziału. Obecnie wszystkie dziedziny podlegają tym samym mechanizmom instytucjonalnym: finansowane są z grantów, rozliczane na podstawie efektów pracy. Dlaczego więc podkreślamy różnice?

Małgorzata Jacyno zauważyła, że może to być wynikiem lekceważenia odmienności dyscyplin przez państwowe instytucje. Im bardziej się jej nie uwzględnia przy określaniu mechanizmów finansowania czy przy ocenie pracy naukowej, tym częściej poszczególne środowiska i kultury akademickie zaczynają wskazywać na swoją specyfikę. Jak bowiem mogą być oceniane wedle tych samych kryteriów, skoro ich wartość nie na tym samym się zasadza?

Kilkoro dyskutantów mówiło o konieczności uświadomienia sobie przez środowisko naukowe wspólnych wartości i interesów. To pierwszy krok do przezwyciężenia bierności środowiska w dotychczasowym procesie reform systemu nauki – podkreślali Izabela Wagner i Jacek Drozda, jeden z donośniejszych „głosów z sali”. Za taką wspólną wartość dyskutanci uznali autonomię uniwersytetu. Małgorzata Jacyno broniła uniwersytetu jako miejsca, w którym można  zadać pytania niemożliwe do postawienia gdziekolwiek indziej – pytania podważające status quo. Dlatego też niebezpieczne jest oczekiwanie od świata akademickiego wchodzenia, jak przewiduje retoryka reformy systemu nauki, w ścisłe relacje z „otoczeniem społeczno-gospodarczym” – oczekiwanie nieustannego dowodzenia ekonomicznej użyteczności nauki. To, co stanowi o specyfice działalności nauki, nie jest bowiem przekładalne na kategorie efektywności. Środowisko akademickie powinno prawa do „nieużyteczności” bronić.

O ile podział na linii nauki ścisłe versus nauki humanistyczne zelektryzował uczestników spotkania, podobnych kontrowersji nie wzbudziło pytanie o status uczelni. Wygląda na to, że powracająca niczym echo w debacie o szkolnictwie wyższym kwestia koegzystencji szkół publicznych i prywatnych, z różnymi jej implikacjami dla poziomu kształcenia czy równego dostępu do edukacji, na poziomie studiów III stopnia odgrywa marginalną rolę. Może nas to cieszyć jako wróżba zasypywania podziałów w środowisku akademickim – przynajmniej wśród przyszłych jego przedstawicieli.

Niektórzy pewnie poważnie się zastanawiają, kto decyduje się na robienie doktoratu na płatnych uczelniach. Dorota Kondiuch, reprezentująca doktorantów prywatnej Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, w dyskusji zwróciła uwagę na fakt mało znany szerszej publiczności: oferta stypendialna prywatnych uczelni bywa znacznie lepsza od warunków oferowanych przez szkoły publiczne. Nie jest to jednak jedyny powód, dla którego prywatne szkoły wygrywają niekiedy z publicznymi. Ich oferta naukowa, mimo że zwykle węższa od oferty państwowych gigantów, nie musi wcale być mniej atrakcyjna lub niższych lotów. W dyskusji wzięli udział również doktoranci ze szkół prywatnych, do których zawiodły ich właśnie naukowe poszukiwania. Podział na prywatne i publiczne zatarło podzielane przez wszystkich dyskutantów przekonanie, że takie właśnie poszukiwania powinny być motorem naukowej kariery.

Autorzy są doktorantami, uczestnikami inicjatywy Nowe Otwarcie Uniwersytetu.

Wkrótce więcej tekstów autorów związanych z NOU w specjalnej zakładce niniejszej strony.

Dodaj komentarz